niedziela, 29 sierpnia 2010
Pojawienie się Fokkera było dla mnie niespodzianką, kurde jedna kolekcja na raz wystarczy. Nadal zastanawiam się nad kolekcjonowaniem czołgu a tu zonk Czerwony Baron. Kupiłem pierwszy numer Tygrysa skuszony radośnie śmieszną ceną za fantastyczne metalowe działo. Idealne do orkowej battle fortecy, którą kiedyś tam zbuduje. Jeśli nie zaprenumeruje to do upolowania będą jeszcze zestawy kół, gąsienice może jakieś duperele.
W sumie to miałem o Red Baronie nie pisać. Po co mam się denerwować...
Myślę że nie jestem oryginalny ale Fokker Dr.I to mój ulubiony aeroplan z okresu WWI. Coś jest takiego w tej konstrukcji, że się podoba. Fokker nie był ani pierwszym trójpłatowcem ani ostatnim, nie był też jakimś super udanym modelem, ale stał się za sprawą Manfreda von Richthofen ikoną powietrznych bojów i tchnie duchem epoki rycerzy przestworzy. Puzelek z Czerwonym Baronem zdobił moją ścianę przez lata. Kilka razy sklejałem plastykowe modele w rożnych skalach, gdzieś na pawlaczu mam jeszcze wersje 1:72. Doczeka się lepszych czasów.
Pojawienie się kolekcji DeAgostini, gigantyczna skala 1:6, opcja sterowania radiem, zapowiada się jak spełnienie snów...
Na koniec dla spragnionych dogłębnej wiedzy w temacie Fokkerów Dr.I, musowo do kliknięcia!
Labels: Czerwony Baron, DeAgostini, Fokker dr.I, kolekcjonerstwo, WWII