piątek, 9 czerwca 2017
Dwa miesiące, ponad dwa miesiące jak nic nie napisałem, ale teraz będę trochę nadrabiał...
Dziś małe chatki w kolorach.
Modele pochodzą z mojej oferty mam postanowienie by każdy nowy wprowadzany model malować.
Sklejenie jest bardzo proste, zajęło mi ze dwadzieścia trzy minuty na wszystkie budyneczki, oczywiście wikolem, HDF lubi wikol.
Strzechę robiłem na dwa kroki. Najpierw wyciąłem zbędny pasek z futerka przygotowywanego na nową matę, przyciąłem pod rozmiar dachów i przykleiłem na klej polimerowy. Te czynności wykonałem dzień wcześniej, bo polimer lubi mieć spokój przy zasychaniu, warto poczekać bo jak złapie to nie puści.
Bejcą rustykalną spirytusową przelałem futerko i przez chwilę suszyłem pod suszarką. Wyszło całkiem spoko i myślałem że już takie zostawię, ale jako że po ostatnich zakupach mam nowy klej w sprayu to pojechałem z tematem dalej. Na pierwszą warstwę kleju położyłem piaskową posypkę tundrową, to miks trawki elektrostatycznej i maciupkich strzępków jasnej gąbki. Drugą warstwą była drobna zielonkawa gąbka od Woodlan Sccenic, oryginalnie udaje podszyt w skali 1:87, u mnie robi za jakieś przerastające strzechę roślinki. Pomiędzy warstwami psikałem lakierem do włosów by gąbki i trawki trzymały się strzechy. Na koniec w paru miejscach dodałem kilka jasnych zielonych tufftów.
Przyszła pora na malowanie, dwie warstwy Beckersa koloru 'Poranna Kawa' czy jakoś tak, nijak mi się nie kojarzył z kawą szybciej z bawarką, ale krył znakomicie!
Chatki przychodzą gołe, (będzie w ofercie zestaw dodatkowy ale to za jakiś czas) tzn bez okien więc coś musiałem z tymi dziurami zrobić. W szufladzie znalazłem kawałek balsy, pociąłem go na szczapki i zabiłem otwory. Przyświecała mi idea by zrobić opuszczoną gnijąca i rozpadającą się osadę, łażą mi gdzieś w tle jakieś zombiaki i ghule...nowa armia?!
Deskowania malowałem, najpierw bejcą spirytusową ale biel drewna trochę za mocno się przebijała, poprawiłem więc sepiowym washem i miejscami jeszcze rozrzedzonym w alkoholu brązem. Gdy podeschło, tym razem nie musiałem używać suszarki, ostatnio pogoda nas rozpieszcza i domki wysychały w dobrym tempie, zrobiłem szybki drybrush Bleached Bone i dodałem trochę zacieków zieloną rozrzedzoną farbą.
Czas na brudzenie, pigmenty od Kromlecha nadal są wg mnie bezkonkurencyjne, ostatnio kupiłem czarny Vallejo ale kudy mu tam do Kromlecha! Brudzing zaczynam od krawędzi i zawsze od najciemniejszego tu, ziemistego brązu, świetnie się wciera, pigmenty by "siadać" muszą mieć porowatą powierzchnię inaczej wcierane zaczynają się świecić. Dobrze jest pomiędzy kolejnymi warstwami położyć warstwę lakieru do włosów, raz by zabezpieczyć już położone pigmenty a dwa by zmatowić powierzchnię dla następnych warstw. Nie wiem czy to poprawnie robię, ale działam tak od pewnego czasu i mi się sprawdza.
Kolejno wcierałem brąz, potem zieleń i poprawiałem żółtym, tym ostatnim zrobiłem też cienie pod dachem. Na koniec całość lekko stonowałem piaskowym pigmentem z Paint Forge. Nadal było mi mało, postanowiłem dodać trochę zacieków. Tradycyjnie użyłem do tego washy olejowych AK. Parę kresek brązowych i zielonych roztartych zwilżonym we white spiricie szerokim płaskim pędzlem załatwiło sprawę.
Na koniec użyłem efektu porostu od Vallejo, to te żółte plamki, na drewnie i przy ziemi, z bliska wygląda świetnie lekko odstaje i ma idealny "porostowy" kolor.
Kilka fotek na koniec i do następnego wpisu, mam nadzieję, że szybciej niż za dwa miesiące...
Labels: Black Grom Studio, domki, efekty modelarskie, HDF, kromlech.eu, paint forge, pigmenty