piątek, 22 maja 2009
Jakiś czas temu całkiem przypadkiem na konferencji Games Workshop spotkałem Dawno Nie Widzianego Kumpla. Początki naszej znajomości sięgają czasów gdy mastodonty przemierzały prerie południowego zachodu a większość obecnych graczy odziana jeszcze w pieluchy dzielnie pokonywała nieskończone przestrzenie dywanów, noo może ci starsi potrafili już wygęgąć Łalhammel. D.N.W.K. zawsze miał ciągoty do nieszablonowego grania, był naszym pionierem i odkrywcą. Pierwszy pokazał nam Karty, które nazwoził z U.S.A. były dziwne, inne niż te nasze z kiosku od lat dzielnie służące nam do grania w Kuku. Na tych zza morza były jakieś smoki, anioły i czarne lotosy. Opowiadał, że tam za wielką wodą to takie coś kosztuje 100$ sztuka... Poza kartami przywiózł coś jeszcze, objawił nam idee fixe taniego grania. Taka ksywa przylgnęła do niego na lata.
Wielokrotnie się zastanawiałem co spowodowało, że tak mocno przywarliśmy z kumplami do gier GW. Czemu ostatecznie porzuciliśmy zamysł taniego, fajnego, luźnego grania, grzebiąc go pod stosem, coraz to droższych ludków i kolejnych edycji zasad Games Workshop? Być może jest jeszcze czas by to naprawić! Pomysł taniego grania powrócił...
Dziecięciem będąc, zaczytywałem się w przygodach Winnetou, syciłem się Bonanzą. Chciałem mieć kapelusz i winchestera, dwa kolty i gwiazdę szeryfa... Naszło mnie by zagrać w skirmiszowego westerna.
Podłubałem w sieci. Wyniki przerosły moje najśmielsze oczekiwania. Zasad jest sporo, począwszy od tych firmowanych czerwono-żółtym logiem Warhammera Historical`a a skończywszy na masie darmowych. Są też serwisy poświęcone kowbojskim bitewniakom, niezły jest Circa Games z swoim Triggernometry. Ludki robią Knuckleduster Minatures, Black Scorpion, pewnie dałoby się wydłubać też coś z ofert Copplestone`a czy Wargames Foundry.
Niezłym wsparciem w temacie może się okazać Wielka Kolekcja Westernów, która zaczęła pojawiać się w kioskach. Ceny przystępne, ach te spagetti westerny Sergio Leone... Na koniec pare fotek.
czwartek, 21 maja 2009
W dwudziestym, jakby nie bylo, jubileuszowym już numerze Rebel Times - sieciowego biuletynu Rebela poświęconego grom planszowym, odnalazłem recenzje Warhammera 40000. Pisemko, regularnie dostarcza lepszych czy gorszych omówień różnych gier. Tym razem niejaki Finn, dokonał wiwisekcji pudełkowej podstawki do Wh40k Ved czyli 'Assault on the Black Reach'. Jako, że to gazetka dla 'plaszowkowiczow' opis gry jest poniekąd kierowany do nich, przez co mi osobiście nie przypadł do gustu.
Dygresja Nie lubię szufladkowania, i zazwyczaj tego nie robię, graczy na gatunki. Lecz ludzie sami się pchają i dzielą na typy, grupy, rodziny i rzędy. Chwilami aż się prosi o jakiegoś 'graczowego' Linneusza. Jako że rozróżniamy gracze w plaszówki a jest to podgatunek miłośników gier logicznych, ale inny niż gracze w historyczne strategie i inny też niż gracze w szachy, którzy nigdy o sobie nie powiedzą, że są graczami plaszowymi. Podobnie jak namiętni brydżyści nie określą się nigdy w podgatunku karcianek. Miłośnik ludków markowanych przez GW mogą podzieli się dodatkowo na graczy w systemy i w końcu patrząc z góry na tych co grają w Warhammera Fantasy Battle`a, z dumą powie 'Ja gram w Wh40k!'. Tamci zaś plwają i lekce sobie ważą 'nowe pokolenie' Lotrowców. Pozostaje jeszcze otwartą kwestia podziałów na graczy wg przynależności gier do różnych firm...
zamotane
Warto byłoby zaznaczyć, że zasady są po polsku. Na to możemy przymknąć oko bo fotki przy opisie ukazują angielską edycje. NIe podoba mi się pisanie o 'wciąganiu jak bagno' i cenach co zamiast przekonywać, do zakupu odstrasza.
Ciężko porównywać Wh40k do gier planszowych, to inny poziom abstrakcji. Grę planszową dostajemy jako skończony zamknięty produkt, mało która ma dodatki. To co dla hobbystów jest najlepsze 'planszowkomaniaka' odpędzi, no bo który z nich będzie chciał się 'babrać' w malowanie, sklejanie i całe to modelarstwo. Gra to gra a do sklejania to są plastykowe samoloty. Z tego tez względu nie do końca zasadne, wydaje mi się, opisywanie hobbystycznej, kolekcjonerskiej gry bitewnej w piśmie poświęconym planszówkom.
Koniec przemyśleń na szybko...
Labels: Games Workshop, przemyślenia, Wh40k