środa, 20 października 2021
  Na południowym skraju Królestwa Szalonych Gór wiosen ze sześćdziesiąt już będzie, jak nasz ukochany król Bali VII zezwolił ludziom na osadnictwo. Chłopi żwawi i niegłupi byli, a że uciekali z ościennych krain przed hordami goblinów, żal był ich nie przyjąć.
  Ziemi nienajgorszej dostali pól dziewięć i trochę i młyn wodny nieduży, chaty sami postawili, takie jak lubili, daninę płacili złotem i w żywiźnie. Królowi szczególnie dopasowali przez tuczone zielonymi grzybami i tłustymi ślimakami łyse jeże, które jesienią w pięknie plecionych koszach dostarczali. Jak wiadomo powszechnie nie ma nic lepszego ponad pieczony jeż podany ze śmietaną!
  Kraina piękniała z roku na rok i sielanka trwała by do dziś albo i dłużej, gdyby nie Magowie. Północną i zachodnią drogą od Sielik można się wygodnie dostać na obszar Ostatniego Monasteru. Magowie często z niej korzystali przybywając na Dziewiąte Pola, a to po frukta wszelakie, a to zwierzęta na ofiary i do eksperymentów, czasem też brali kogoś na służbę. Pewnej zimy do furty Monasteru zakołatał tajemniczy nieznajomy, kim był i skąd pochodził wiedzą jedynie Magowie, plotka głosi że za objawienie sekretów Mrocznej Magii otrzymał od nich Kostną Wieżę. Kostna Wieża, chyba każdy o niej słyszał, a wielu też widziało. To pradawna ruina z białego kamienia, która sterczy jak złamana kość wystająca z trupa góry. Używana przez kupców i podróżnych jako punkt orientacyjny bo widać ją z wielu mil, zawsze jasna na tle ciemnych gór i gdy góruje nad mgłami schodzącymi ku zielonym polom i łagodnym dolinom północy.
  Plaga pojawiła się na Dziewiątych Polach jesienią. Ludkowie tam mieszkający poczęli chorować, owoce były gorzkie, zboża rozpadały się pod dotknięciem wiatru w szary pył, zwierzęta zmarniały i coś je koszmarnie powykrzywiało. Magowie i medycy mówili że to wina złej wody i kazali kopać nowe studnie albo wozić ją z górskich potoków, ale nie bardzo to pomagało. Zaraza trzymała i roznosiła się szybko. Skóra zapowietrzonych robiła się żółta i twarda, ręce i nogi były jak z drewna, ludzie drętwieli w pół kroku i padali jak ścięte drzewa, czasem jedynie ostatkiem sił szepcząc jakieś modlitwy czy prosząc o ratunek, którego nikt nie potrafił udzielić. Ci co zdołali wynieśli się, pozostawiając przeklęte Sielik, tym którzy zostali tu już na zawsze...
Jedna z ostatnich reprodukcji przedstawiająca żywych mieszkańców Dziewiątego Pola, w centrum lokalna zielarka
Przyjaźni autochtoni zapraszają na odwiedziny Sielik
Uściskom nie będzie końca!
Mieszkaniec Kostnej Wieży, opiekujący się pozostawionymi w Sielik, uwagę zwraca ciekawie przyozdobione odzienie
Labels: Dziewiąte Pola Sielik, ghule, oathmark
niedziela, 17 października 2021
Rzadziej to już pisać się chyba nie da...
  Tygodnie trzy już minęły od tegorocznej edycji
Oldhammer Weekend a ja dopiero o tym wspominam. Ludu kupa wszyscy świetnie się bawili do wyboru była kampania w 5ed WFB, Rogue Trader, Hero Quest i rodzyneczek w postaci Combat Cards, do tego turniej rycerski (z Peril Quest), nawalanka w barze (orkowa! my byliśmy spokojni), konkurs malarski, strzelanina na Dzikim Zachodzie w starym stylu, GorkaMorka i pewnie jeszcze parę innych rzeczy o którym zapomniałem...
  Tradycyjnie byłem w dzień drugi z Rogue Traderem, obok starych bywalców pojawili się (co bardzo cieszy) całkiem nowi gracze, bardzo spoko!
:::ROGUE TRADER:::
::Gra i mechanika:: Osada Squatów składająca się z kilku zabudowań
zajmuje centralną część stołu. Squaty przebywają w domkch, jedna ich grupa
może być ustawiona na środku placu, thuddgun/tarantula/mole mortar z obsadą
jest w szopie, zaparkowany pojazd w oddaleniu, pusty a kluczyki do niego
inżynier.
  Gracze kolejno wchodzą na stół, Space marines od krótszych krawędzi,
Eldarowie w dowolnych narożnikach dłuższych. Do osady prowadzą trzy drogi,
które w nocy zarosły grzybo-drzewami, Zoat jest w którymś z losowo wybranych
zagajników. Celem Eldarów jest pasieka (powszechnie wiadomo że uwielbiają
mjut!) Jeden z oddziałów SM ma za zadanie przedostać się do osady i stosu
beczek. Drugi pozyskać DNA szefa Squatów tzn przejąć jego gacie suszące się
przy płaskim zbiorniku wodnym o niskim znaczeniu strategicznym.
A było to jakoś tak...
  Gdzieś na równinach, za kopalnią Zezere, hen, hen za grzybowym lasem w
osadzie Squatów handlarzy wodą w nocy doszło do włamania. Nocni goście kradną
beczki z algowym piwem i wodą, to drugie to chyba na handel bo na pewno nie do
picia. Wraz z porannymi mgłami do osady zbliża się patrol Marines, śmiało
postępując za lekko zataczającym się orkiem.
- Sir! jom te karyple w nocy widzioł, une som we swoich budach tamój i tamój,
o tam! - Zielonoskóry wskazuje zamaszystym gestem brudnego pazura kolejne
zadbane i elegackie zabudowania osady.
- My z chopakamy Thrukka ony czy abo szytyry beczuki wytargali. Nie ma co
robić awantur o to, bitka to dopiro w knajpie była - rzewnie wspomina
rozcierając wielkiego fioletowego siniaka na czole. Pociąga płaskim jak morda
świni nosem, odpluwa flegmę i chrypi w kierunki sierżanta - ale kurduplom my
nic nie zrobilim!
- Na Święty ząb Imperatora! - pada krótkie ostre polecenie bezdusznym
metalicznym głosem. - Cisza mi tu! Zaraz sprawdzimy coście nawiwijali. - a po
chwili odrobinę łagodniej, jakby z wyrozumiałością. - Squaty to morowe
chłopaki, płacą podatki, to przyzwoici i prawodządni obywatele, nie takie
wywłoki ja wasza rasa.
No coś w ten deseń, w każdym razie... Marines prowadzeni przez Orka podchodzą od
małej bramy, tylko skąd te dziwne jajka. Jakie jajka? A nie wspominałem o nich!?
W paru dość nietypowych miejscach widać dziwne skurzaste jajowate kokony...
A oni podeszli, jak pszczoły do miodu, ale do brzegu...
- Panie sierżancie! Co to jest? Tam się coś rusza! - raportują zaniepokojone
głosy, szczękają zamki bolterów.
- Jeszcze nie strzelać, może to jakieś zwierzaki Squatów! - wprowadza
dyscyplinę sierżant.
- Sir! Ale ten duży pomiędzy drzewo-grzybami to chyba nie je...aaaaaa! - krzyk
i salwy z broni brutalnie wchodzą w słowo. Wtem w tumanach kurzu i kłębach
zielonkawej mgły z furią spomiędzy pni wypada potężna czteronożna istota.
- Sir! TO zoat! -
spanikowany ork odskakuje za funkcjonariusza w najcięższym pancerzu - Głombie!
Szczelaj mu w czache, tamój jest miętki! - krzyczy wyszarpując swojego gnata
zza paska.
::Gra i mechanika:: Gracze przed każdą turą losują k6, najwyższy wynik, pozostawia swoje jednostki nieaktywne lecz przejmuje na jej czas kontrolę nad Zoatem. Podchodząc na jeden cal od kokonów wybudza k3 morderczych stworów Gauntii virago może mimi od razu poruszać i strzelać.
Podsumowując, scenariusz zabawny, grało się nieźle, choć zasady dziurawe. Prowadzić grę z samej podstawki pewnie by się dało, ale wymaga to sporego zacięcia i egzeplarza który nie gubi kartek. Wspieraliśmy się charakterystykami z Black Codexu i tabelami broni z Battle Manuala (to ten żółty ostatni podręcznik wydany na parę miesięcy przed 2ed). Trzeba domalować trochę ludków, mamy prawie rok do kolejnej edycji!
:::COMBAT CARDS:::
Zanim się lud chętny do kostek turlania zebrał do kupy, zabijaliśmy czas młócąc w Combat Cards. Mam kilka talii, całkiem sympatycznie i zabawnie wyszło.
:::HERO QUEST:::
No i na koniec najlepsze i najbardziej wyczekiwane czyli Hero Quest.:::TAJEMNICZE PUDEŁKO:::
Jak wiadomo każdy uczestnik otrzymuje pudełko z giftami, tym razem trafiłem:Post-apo motocykiel z Ramshackla, wielkie i fajne. Jeszcze nie wiem gdzie go użyć ale na pewno się nie zmarnuje! Capt. Quirke z tegorocznego BOYL`a, tak przysłali je specjalnie dla nas! Żabiec od DieHard Strażnik miejski I kolejny hobbit
Labels: combat cards, Hero Quest, oldhammer, oldhammer weekend, oldskool, Rogue Trader