czwartek, 8 września 2016
W ramach wstępu link o co w tym chodzi...
Pytanie na dziś: "Ulubiona edycja/wersja/modyfikacja oficjalna lub fanowska gry bitewnej?"
Dziś będzie krótko i na temat. Moje ulubione edycje to czwarta Warhammera Fantasy Battle`a (od tego wszystko się zaczęło), 2ed Warhammera 40 000, (bo Squaty) choć w 6tą grałem chyba najwięcej i przy niej wkręciłem się w Orków. Bolt Action na tę chwilę ma jedną edycję, ale za niecałe dwa tygodnie objawi się druga. Myślę, że będzie to tak samo fajna gra. No i jeszcze Space Hulk druga edycja, choć trzeci ładniejszy. Pierwsza jedyny i prawdziwy Warhammer Quest. I na dziś tyle.
Labels: wyzwanie 30 dniowe
środa, 7 września 2016
W ramach wstępu link o co w tym chodzi...
Pytanie na dziś: "Twój największy sukces w grze bitewnej lub największe osiągnięcie modelarskie?"
W zasadzie to dwa pytania. NO to jedziemy kolejno.
Nigdy nie byłem jakimś wybitnym graczem, uwielbiam pograć z kumplami ale kminienie rozpisek na ultra-kombosach mnie nie tyle nudzi co odrzuca jako niesportowe. Pamiętacie Carnifexa z 2ed wh40k, S7 T8 W10 bioplazmą, z Null Zonem (4+ save nawet na Virtex granaty) i regeneracją na 4+. Zawsze można było doginać pod sufit ale po co? Gra to nie tylko ciśnienie by ze współgracza zrobić miazgę do trzeciej tury. Zresztą wole gracza nazywać partnerem w grze niż przeciwnikiem. Może dziwny jestem ale nie zawsze muszę wygrać. Oczywiście jakieś tam spektakularne zwycięstwa odnosiłem. W 5ed WFB wystawiłem na bitwę setkę krasnali z czego tylko dwóch nie strzelało, kumpel grający Chaosem nie zadał mi nawet jednej rany, nie ruszyłem żadnego oddziału z miejsca. To była naprawdę jedna z dziwniejszych gier. Miałem 100% skuteczność przy 100% pechu przeciwnika. Słabe to było jakieś.
Kumpel odwdzięczył mi się parę dni później gdy graliśmy w WH40k (2ed). Uparłem się wesprzeć Squaty grubą bandą ogrynów, masa punktów w nich poszła, ziom grał Inkwizycją ze wsparciem Grey Knightów, dobrał na te grę ile wlazło terminatorów, do tego uzbroił ich w Cyclony. Po pierwszej salwie z moich ogrów zostały jakieś trociny, dymiące buty i dziura w ziemi. Inkwizytor poprawił z Exterminatusa i było po bitwie.
Wolę pamiętać jakieś konkretne scenki niż całe bitwy. "Miło" wspominam gdy oddział Ratlingów wysforował się na obszar przeciwnika i zajął bunkier. Dzielnie kurduple ostrzeliwały ze swoich snajperek combat squady Ultramarines. W pewnym momencie kumpel wkurzony brakiem postępów popchnął do ataku terminatorów. Jeden z nich tachał thunderhammer. Przeleźli przez ścianę bunkra jakby była z kartonu i wywalili ze stormbolterów i granatów do skitranych w ruinach halflingów i nic ZERO strat. W odpowiedzi snajperzy strzelili do zakonników praktycznie z przyłożenia, pięciu terminatorów padło. Po bitwie kumpel mi ich oddał i... przestał grać w Wh40k, a ja poza ludkami mam wyrzuty sumienia.
W sumie najfajniejszą bitwą była ta którą rozegraliśmy z gośćmi z Games Workshop. To pierwsza pokazowa bitwa na 5ed WFB rozegrana w Polsce. Trochę był stres bo nie wiedzieliśmy nic o Lizardmenach, trzeba było improwizować by mieć co wystawić. Po wizycie w HQ GW miałem trochę starych Slaanów, piątkę dało się posadzić na przechwycone od Dark Elfów Cold One`y, zrobiłem też jakichś scoutów z dmuchawkami, nie pamiętam czy w końcu weszli na stół. Na parę dni przed bitwą przyszła paczka z pudłem zawierającym 5ed. Na szybko malowaliśmy skinki i saurusów, ostatecznie coś tam udało się wystawić. Gość z UK przywiózł nieźle pomalowaną Bretonię. Bitwy chyba nawet nie dograliśmy. Pamiątką po niej jest krótka notka i fotka w 207 White Dwafie.
Jesteśmy na górnej fotce. Daje się rozpoznać, Krzysia, Jarka, Damiana, Jerzego M, Gibbona, Kangura, ta wesoła biała plama na pierwszym planie to ja ;)
Druga cześć pytania. W 2007 roku Games Workshop zorganizowało polskiego Golden Demona. Zwyczajowo podczas jego trwania, by dać jury czas na ocenę prac, organizowane są różne dziwne konkursy, jednym z nich jest Scrap Demon. Polega to na skonwertowaniu z dostępnych bitsów w dość krótkim czasie scenki na zadany temat. Udało mi się przysiąść na moment i zmajstrować coś na szybko, no i wygrałem.
Labels: Księgarnia u Izy, wspominki, wyzwanie 30 dniowe
wtorek, 6 września 2016
W ramach wstępu link o co w tym chodzi...
Pytanie na dziś: "Ulubiony zestaw kości lub ulubiona kostka?"
Dziś coś odmiennego czyli parę słów o kostkach. Kostki potrzebne są do gier, do różnych gier różne kostki itp Zbieram kostki mam ich trochę, nie wiem ile przestałem liczyć, mam też kostkę której nienawidzę a było to tak:
Zaczynając w 1988/89 RPG o prawdziwych firmowych-sklepowych kostkach mogliśmy sobie pomarzyć. Wiedzieliśmy za sprawą Ciesielskiego jakie są jak wyglądają i tyle. Najbliższy sklep był w Hamburgu, takie krążyły plotki, choć przypuszczam że w Zachodnim Berlinie sklepy z RPG też by się dało znaleźć, jasne, równie dobrze mógłby być na Marsie. Jako że "prawdziwe" RPG wymagało kostek innych niż zwykłe k6 zajumane młodszej siostrze z Grzybobrania czy innego Chińczyka, nie było rady musieliśmy je zrobić sami. Pierwsze powstały z modeliny, K10 i K4 były bardzo proste do zrobienia, K20 wymagała popracowania ale o dziwo mieliśmy ich sporo. Szablony brył wzięliśmy z podręcznika do geometrii, z czasem udało się też zrobić k8, (ja jej jeszcze nie miałem o niej jest osobna historia) lecz z nieznanego powodu k12 było jakieś nieosiągalne. Problem rozwiązaliśmy w najprostszy sposób, tworząc zasady ominęliśmy te trefną kostkę i tyle. Po latach grania pojawił się w naszej okolicy typ, który prowadził SF i miał pełen zestaw oryginalnych kostek. Był "dziany" i jeździł za zachodnią granicę parę razy do roku, w każdym razie dość regularnie, obiecał że przy okazji kupi nam kostki. Będąc w Hamburgu kupił kilkanaście sztuk, wspominałem już że był dziany? i po powrocie trochę tych skarbeńków nam odsprzedał. Ja chciałem tylko k12, widziałem że była ale ktoś mi ją podkupił, bywa... Miałem już wtedy Amigę, co w tamtym czasie było czymś znacznym, kumple wpadali pograć w coś fajnego, Warlord w parę osób grany przez cały dzień itp. Nowością był Centurion, widziałem go u kumpla na blaszaku i strasznie chciałem w to zagrać. Skombinowałem grę od znajomego, co nie było wcale takie proste, bo on nie cierpiał strategii i musiał specjalnie dla mnie zamrozić dwie dyskietki przez parę dni, no ale się udało. Starzy pojechali na działkę, siedzę szczęśliwy sam w domu i właśnie wgrywam giercę gdy nagle odzywa się dzwonek domofonu. Nie specjalnie miałem ochotę otwierać, ale to mógł być któryś z ziomów z dyskietkami. (Dygresja: należy tu zaznaczyć fakt, samo posiadanie dyskietek z grami, czy parę lat wcześniej kaset nie znaczyło, że się ma kompa. Gry były walutą i można było za ich udostępnienie do skopiowania uzyskać wiele rożnych przysług). Faktycznie był to jeden z bliższych kumpli i miał coś lepszego niż gry. Zaoferował mi k12 (te przywiezioną z Hamburga, którą podkupił mi sprzed nosa, nawet się do tego przyznał), za to że pogra w Centuriona! No dobra, graj draniu. Usiadł do gry o godzinie 18 a wstał od biurka jak świtało. Myślałem, że jak mu nie dam herbaty i ciastek to sobie pójdzie w diabły, przed 22 ale nic z tego, twardo siedział przechodząc Centuriona już drugi albo trzeci raz, straciłem rachubę bo przysnąłem. Kostkę zostawił i poszedł, a ja wstałem i skasowałem Centuriona. Kostkę oczywiście mam do dziś i jej nienawidzę...
Labels: kostki, RPG, wspominki, wyzwanie 30 dniowe
poniedziałek, 5 września 2016
Jeste celebrytem, (takim maciupkim), bo udzielam wywiadów (w banżowej blogosferze) itd normalnie Wow i shok i ach i och!
Labels: blogosfera, celebryt, wspominki
W ramach wstępu link o co w tym chodzi...
Pytanie na dziś: "Twoja ulubiona kraina lub lokacja osadzona w uniwersum?"
Uniwersa mamy już zdefiniowane, teraz dokonamy lustracji lokacji
J.Verne Julek pisząc swoje powieści miał dwie fazy, fantastyczną i realistyczną. W pierwszej możemy przeczytać o okrętach podwodnych, latających pancernikach, wielo funkcyjnych samochodach, gigantycznych działach, złotych meteorach i wulkanach, kosmicznych podróżach, gigantycznych diamentach, szalonych naukowcach dążących do władzy nad światem, niewidzialnych szaleńcach, ale jest ich dość mało może ze dwadzieścia sztuk. Druga linia to powieści sensu stricte podróżnicze pisane wg schematu przewodnika podróżniczego z końca XIXw i tych mamy około setki. W obu trafiają się ciekawe lokacje, ciężko wybrać ale niech będzie Przylądek Canaveral i odpalanie pocisku na Księżyc, to musiałoby bardzo spektakularne wydarzenie...
StarWars Kessel, chciałbym zobaczyć kopalnie na Kessel.
Tolkien Morię w rozkwicie
Warhammer Zhufbar i Karak a Karak
Warhammer 40 000 Homeworld Squatów
Labels: wyzwanie 30 dniowe
niedziela, 4 września 2016
W ramach wstępu link o co w tym chodzi...
Pytanie na dziś: "Ulubiony film lub książka związana lub pasująca klimatem do uniwersum?"
Wczoraj było o ulubionym uniwersach a dziś poszukamy filmów i książek, które w jakiś sposób do nich pasują czy rozszerzają. W przypadku uniwersów wyrastających z książek, w zasadzie nie ma o czym mówić z filmami może być ciekawiej. Zestawienie nie wyczerpuje tematu a jedynie zaznacza problem.
J.Verne Ekranizowany jest od ponad stu lat, luźno inspirowane fenomenalną powieścią tu Wyprawa na Księżyc Z Ziemi na Księżyc. Te fajniejsze filmy to, moim zdaniem, toW 80 dni dookoła świata, wersja z Brosnanem, francuski miniserial Kurier carski z muzyką Cosmy, był bardzo spoko. Radzieckie kino ekranizowało J.V. od przed wojny czyniąc to z wielkim pietyzmem i dbałością o wierność oryginałowi. Powstały Dzieci Kapitana Granta, Piętnastoletni Kapitan, porwali się nawet na Tajemniczą Wyspę. Z amerykańskich produkcji wyraźnie inspirowana Vernem jest bardzo fajna Atlantyda Disneya. Stare i takie sobie bo pełne zbędnych zmian 20 000 mil podmorskiej żeglugi, Robur czy Wyprawa do wnętrza Ziemi. Jest co oglądać.
StarWars to film i liczy się pierwszy kinowy, no dobra jeszcze Imperium, a reszta to coś co niepotrzebnie narosło. Książki, komiksy, animacje, gry... no są i coś tam rozwijają (rozwijały bo teraz to już nie kanoniczne) ale jakoś mnie to aż bardzo nigdy nie kręciło.
Tolkien książki to książki, mamy ich sporo a pojawiać się będą kolejne bo co i raz odkrywane są zapiski Profesora. Ekranizacji Hobbita i Władcy Pierścieni też było kilka. Najbardziej znana są te Petera Jacksona. Wizualnie od, niezłe do zachwycające, choć chwilami mogłyby być ciut wierniejsze. Przemilczę końcówkę Hobbita. Mimo wszystko to Władca Bakshiego zrobił na mnie większe wrażenie, no dobra miałem wtedy z 10 lat...
Warhammer cudowny i fenomenalny świat, który nie doczekał się ekranizacji (i chyba się już nie doczeka), wspierać się można oglądając Van Helsinga, Solomona Kane`a (który jest tak warhammerowy jak to tylko możliwe bez przyklejania logo), może trochę Season of the Witch, miejscami "Nieustraszonymi Braćmi Grimm", w pewnej warstwie Faustem Sokurowa, a gdyby ktoś szukał inspiracji dla wyprawy na rubieże Imperium i trafił do Kisleva, wcześniej POWINIEN obejrzeć Forbidden Empire.
Warhammer 40 000 nie ma takiego szczęścia, ekranizacje są delikatnie mówiąc słabe, pierwsza próba czyli Inkwizytor dziś jest jedynie nieoglądalną ciekawostką, no dobra pancerze Space Marines są świetne, ale reszta to męka. Trochę firmowych reklamówek Hive Infestation i nieszczęsny Ultramarines. Osobnym gatunkiem są intra do gier, począwszy od Final Liberation aż do współczesnych, już w pełni animowane, tych nawet nie linkuję bo jest ich masa i są powszechnie znane. Fanowskie "dzieła" np Damnatus Całkiem nieźle rokuje, choć mam pewne zastrzeżenia, The Lord Inquisitor.
Chciałoby się filmu z prawdziwego zdarzenia, za grubą kasę i z godnym rozmachem, ale GW samo jej nie wyłoży a IP jest zbyt niszowe by hollywoody zaryzykowały 100 zielonych baniek na taką produkcję.
Labels: filmy, wspominki, wyzwanie 30 dniowe
sobota, 3 września 2016
W ramach wstępu link o co w tym chodzi...
Pytanie na dziś: "Twoje ulubione uniwersum?"
Pytanie z tych podchwytliwych, niby w domyśle wisi "że do ludków" ale cholera wie. Mógłbym napisać o uniwersum bajek Andersena, opowieści Grimmów czy fantastycznych i podróżniczych powieściach Juliusza Verne. Na tym się wychowałem z tego odrosłem i to siedziało we mnie nastrajając łepetynę na odbiór rzeczywistości w trochę inny niż u kumpli sposób.
Rok 1979 kino Relax film w panoramie, stereo i kolorze, StarWars czy jakoś tak... Zaliczyłem podczas seansu ze trzy zawały, czegoś takiego nikt nigdy wcześniej nie widział, byłem królem podwórka bo film był od 12 lat a my mieliśmy 7-8, a ja już widziałem! Byłem X-wingiem i Hanem Solo zanim reszta wylazła z piaskownicy, gdzie tradycyjnie bawiła się w Klossa, Gestapo, Czterech Pancernych i kapslowy Wyścig Pokoju. Moje panowanie, niestety, skończyło się po wakacjach gdy film trafił do naszego osiedlowego kina. W każdym razie przez lata, długie lata nie było niczego lepszego w polu widzenia. Imperium Kontratakuje i Powrót Jedi ukazujące się co parę lat podkręcały tylko atmosferę. W zasadzie to mógłbym tu zakończyć gdyby nie to że pojawił się Tolkien i jego Śródziemie. Nie jestem wstanie powiedzieć gdzie i skąd się dowiedziałem, na pewno gdzieś na początku był opis komputerowego Hobbita w Bajtku i wzmianka w jakimś telewizyjnym programie o fantastyce. Książkę z pracowniczej biblioteki dostarczyła mi szanowna Rodzicielka. Zacząłem czytać po jej powrocie z pracy, nie wiem może to była 15 może 16sta, w każdym razie piątek bo jechaliśmy na działkę. Skończyłem nad ranem, a potem zacząłem jeszcze raz i skończyłem wieczorem. Padłem, wstałem i przeczytałem po raz trzeci, już we fragmentach, na wyrywki i po kawałku. Chciałem być Hobbitem albo Krasnoludem na pewno nigdy Gandalfem, on miał za dużo do roboty! Vader czy nawet Ben Kenobi przy Gandalfie to były już jakieś neptki! Przez następne lata chłonąłem fantasy i SF ile się dało, skąd się dało, a było tego "tyle co na lekarstwo" znaczy niewiele... Na Władcę Pierścieni były zapisy w bibliotece na pół roku do przodu, do tego książki były mocno pokiereszowane, brakowało obszernych fragmentów. Długo później okazało sie, że to sprawka mojego dobrego kumpla. Drań zapisał się do chyba wszystkich bibliotek w mieście, wypożyczał Władcę i wycinał z niego zeszyty! Cwaniak zebrał w ten sposób z pół tomu i wszystkie mapy z dodatkami. Dzięki niemu nie wiedziałem jak, jeszcze nie Drużyna, dotarła do Rivendell. Po latach gdy w końcu, pojawiło się nowe wydanie tzw kieszonkowe mogłem na spokojnie odjechać do świata Elfów. Wszystko co wiedziałem o fantasy przekuliśmy z kumplami w generyczny setting do RPG`a opartego luźno na strzępkach tego co Ciesielski przekazywał w Magazynie Razem. Nie miał nazwy, nie miał nawet mapy, wiedzieliśmy że gdzieś tam w Dziczy jest Samotna Góra a pod nią Smok. Przygody były jakimś szalonym miksem, jak to się dziś modnie nazywa sandboxa i Wielkiej Improwizacji prowadzącego. Dobry czas, dobrana ekipa, fenomenalna zabawa. Z czasem na granicy postrzegania zaczęły się pojawiać wieści o Warhammerze, że mroczny, że Orkowie jak u Tolkiena, że Rycerze Chaosu. Mało było wiadomo, ale pobudzało wyobraźnie i ochotę by odkryć te nowe terytoria. Rok 1990 Nowa Fantatyka nr 95, przynosi "Geheimnisnacht" i świat się zmienia, Warhammer trafia pod strzechy. Z czasem się okazuje, że Stary Świat to tylko kawałek czegoś większego, że jest Osnowa, że panteon Mrocznych Bogów mataczy i miesza ludziom w losach, że jest M41 z zawieszonym pomiędzy życiem a śmiercią zamkniętym w Tronie truchle nie umarłego Imperatora, że Space Marines go bronią przed xenos, że Eldarowie, że Slaanowie, że Squaty... gdzieś tam jest moje miejsce.
Labels: wspominki, wyzwanie 30 dniowe
piątek, 2 września 2016
W ramach wstępu link o co w tym chodzi...
Pytanie na dziś: "Ulubiona gra bitewna?"
Przez chwilę myślałem że będzie łatwo, bo pomyliłem pytania i przez cały dzień myślałem ale nad trzecim. Trudno, trzeba improwizować.
Teraz w głowie przewalam wszystkie gry figurkowe, w które grałem i szukam tej najfajniejszej. I ciężko jest, bo skoro w coś grałem to musiało być fajne. Jakie kryterium przyjąć? Czym się kierować? Pierwszy był Warhammer Fantasy Battle 4ed, (o trzecią się otarliśmy, udało się skombinować podręcznik główny i książkę z listami armii podejmowaliśmy próby ale coś nie odpaliło) ładnych parę lat graliśmy w "Księgarni u Izy" mocno i intensywnie. Płynnie to przeszło to w Wh40k 2ed, na pierwszą spóźniliśmy się trochę ale moc ludków z pierwowzoru jeszcze krążyła w blisterach np. Squaty! Necromunda podgrzała atmosferę, w przerwach od Warhammerów naparzaliśmy się gangami. Szczątkowo Epic, niby mam Squaty ale jakoś nigdy na poważnie nie graliśmy. Trochę BloodBowla. Powiększa się rodzina, mijają mnie Mordheim i Battle Fleet Ghotic. Potem nadchodzi okres załamania, bo 3ed Wh40k była do bani, bo "co to za pokraki te Dark Eldary i jakieś nie wiadomo skąd Tau, zamiast od lat wyczekiwanych Squatów". Foch na lata!
Długo nic sensownego, trochę karcianek L5R, AvP. W końcu nadchodzi Confrontation, o to było dobre choć Francuzi piszą zasady od tyłu, ale ludki i Cry Havoki, wszystko wynagradzały. Piraci Spain Main, plastykowe stateczki dały dużo frajdy! AT-43 gumoludy w natarciu, Damocles był bardzo dobrym zakupem, świetnie się grało z dorastającymi młodymi i różnymi znajomymi. Może warto do tego wrócić!? Potem ostra wkrętka w MechWarriora (rewelka, Wh40k przy tym to była jakaś popierdółka. Kupowałem na wiadra, odjazd totalny, jedyna figurkowa gra w którą grałem na turniejach, całe dwa razy ale jednak!) i płynne przejście w Hero/HorrorClixa, cudne crossovery Predatora i Hellboya! Po drodze odżywa Wh40k w strawniejszej edycji i trochę Fantasy Battle`a w 6 (już archaicznej) i ze dwa razy w siódmą. WotR to było świetne, ale jakoś się rozmyło, tzn przechył nastąpił w stronę Wh40k co skończyło się trzema czy czterema Apocalipsami, ostatnia na globalne 41000 pkt, jak myślę o tym to myślę, że to było szalone... ale i baaardzo fajne. Bolt Action, bolt, action... bolt, bolt chyba ważna gierca bo dorobiła się osobnego bloga. Umbra Turris, to jest świetne! Rewelacyjnie erpegowe tworzenie drużyny, ogromnie niesamowicie fabularny potencjał, ale co z tego kiedy społeczność łupie w UT tylko turniejowo i nie kumie, że można a nawet NALEŻY akurat w to grać inaczej. bolt, po drodze różne drobiazgi, OnePageRules, FUBARy, WarStaffy itp wynalazki, fajne nawet bardzo. I bolt NIE WIEM, która jest ulubiona, nie jestem wstanie się zdecydować, skończę banałem każda z nich jest fajna jak się gra z fajnymi ziomami. Pytanie ile jeszcze nowych gier przede mną!
Koniec na dziś!
p.s. wcale nie koniec, skleroza! Gdzieś w okolicach Necromundy pojawia się na horyzoncie WarZone w wydaniu MAGa. Grałem Wilkami, mam gdzieś jeszcze zakitrane parę pomalowanych ludków.
Wspomnieć muszę też Flintloque, dorobiłem się małej bandy Krasnoludów w odsłonie pruskiej Landwehry, któryś z ziomów śmigał na świni. Zacna gierca! Zasady brzydkie jak nieszczęście, ludki raczej średnie ale pomysł i grywalność chore. Nigdy wcześniej (i chyba później) nie spotkałem się w grze z "wolną akcją". Raz na grę gracz deklarował co chce zrobić, coś absurdalnego i dzikiego, przeciwnik zliczał % za trudność i dziwaczność, po czym robiło się test 1k100. Jakimś skrajnie dzikim fartem udało mi się przeprowadzić desant na wieżę czyli, wrzucić dwoma gośćmi trzeciego na drugie piętro, przez całkiem malutkie okienko. Dooobre to było!!
Labels: wspominki, wyzwanie 30 dniowe
czwartek, 1 września 2016
W ramach wstępu link o co w tym chodzi...
Pytanie na dziś: "Jak zacząłeś grać w gry bitewne lub jak zacząłeś malować modele?"
Dziś jest łatwo, bo pytanie pokrywa się z pierwszą edycją Figurkowego Karnawału Blogowego. Będę trochę okrutny i wrzucę linka do tamtego posta, ale też pokażę wam mojego najPIERWSiejszeGO metalowego pomalowanego ludzika. Rocznik 1992 chorąży szkieletorów. Farby Humbrola a czerwona to nitro lokalnej firmy z Kłodzka. Uwagę zwraca niesamowite wykończenie modelu, do tego celu użyłem kociego wąsa. Całość ludka pokryta kilkunastoma warstwami cudownie błyszczącej farby, pewnie po to by dobrze ukryć wszelkie detale. POlecam uwadze fenomenalnie wymodelowaną podstawkę.
Dobra, dość tego na dziś...
środa, 31 sierpnia 2016
Przed nami XXIV odsłona Figurkowego Karnawału Blogowego, dziś tematem jest Złoczyńca. Temat wrzucił Tomek prowadzący bloga Sobie maluję. A wszystko zaczęło się u Inkuba o tu, co jakiś czas podsumowania robi QuadiamCorvus u siebie.
Temat był fajny, długo myślałem, zawodników wytypowałem ale czasu nie stało, wyszło na to, że jedynym Złym jestem JA...
p.s. obiecuję zrobić to co zaplanowałem po prostu chwilę zaczekacie...
Labels: FKB