poniedziałek, 15 września 2014
Karnawał Blogowy to inicjatywa rozpoczęta przez Inkuba na jego blogu "Wojna w miniaturze". W pierwszym wpisie odnajdujemy także zasady rządzące zabawą. Inicjatywa ma na celu pobudzenie blogującej wargamingowej społeczności. Dziś wspominamy nasze ludzikowe początki...
Pierwszą własną bitwę z użyciem wszystkich posiadanych figurek krasnali, miałem ich już coś ze 30 sztuk, rozegrałem z Paladynem tydzień później w klubie na Starym Mieście. Graliśmy bez ksiąg armii budując armie na podstawie załączonej do 4ed listy. Krasnoludy wspierane przez Elfów starły się z goblińsko-skaveńską armią, pech chciał że gracz szczurami wystawił Vermin Lorda. Wprawdzie (z braku ludków) pozwoliliśmy sobie na wystawienie oddziału składającego się z 12 championów ale to nie pomogło, Vermin czego nie zjadł to rozpędził, przegraliśmy jakoś okrutnie ale to nie miało żadnego znaczenia, bo graliśmy w Warhammera Fantasy Battle`a!
Modelina
Moja droga do bitewniaków wiodła krętą ścieżką przez krainy gier fabularnych. Dziś nie jestem już wstanie powiedzieć gdzie po raz pierwszy zobaczyłem gry fantasy z figurkami, obstawiam że była to Sobótka (a może Drops) bo artykuły Jaceka Ciesielskiego w Magazynie Razem pojawiły się później. Na pewno miało to miejsce po 1981 roku bo w programie wraz z grą planszową pokazano fragmenty Dragonslayera. Lakoniczne opisy Ciesielskiego rozpaliły we mnie zapał do RPG. Przez następne kilka lat mordowałem plugawe gobliny zamieszkujące mroczne lochy. Podczas sesji często brakowało mi wyraźnego zaznaczenia gdzie znajdują się członkowie drużyny. Wpadłem na pomysł by ulepić ludki z modeliny... ulepce były pokraczne i straszne ale spełniały swoje zadanie, znacznie lepiej niż pionki od chińczyka. Dodatkowym atutem było to że każdy, nawet upośledzony manualnie, w parę minut przed sesją mógł powołać do życia swoją postać. Fotka nawet w połowie nie oddaje ich uroku.Prawdziwe Figurki
W 1992 roku udałem się za morze do szwedzkiego kraju, tam po raz pierwszy w życiu zobaczyłem prawdziwy sklep z grami. Nie jakiś smutny papiernik, w którym kurzyły się "Chińczyk", "Grzybobranie" i podróba Monopolu, przywalone paczką szarego papieru toaletowego, a salon gdzie na półkach piętrzyły się HeroQuesty i SpaceCrusadery (te zapamiętałem najlepiej bo miały wielkie krzykliwie ozdobione pudła). W specjalnie wydzielonej strefie znalazłem RPGi, akcesoria do nich i LUDKI!! Podręczniki były w nieludzkiej mowie wikingów, choć poważnie rozważałem ich zakup i ultra przyśpieszony kurs językowy, postanowiłem za całą posiadaną gotówkę nabyć tyle figurek ile się da. Forsy wystarczyło mi na prawie 40 blisterów, pamiętam że to był jakiś kosmicznie wielki wydatek, porównywalny z zakupem Amigi! W kraju po wstępnej selekcji pozbyłem się większości, zostawiając undeady, krasnali i co fajniejszych bohaterów. Coś gdzieś tam jeszcze mi się po pudłach wala. Jakiś czas temu znalazłem autora tych rzeźb, jest nim Chaz Elliot.
Metal Magic
Firma Mag idąc za ciosem popularności planszowej odsłony Magii i Miecza i ukazania się pisma o tym tytule, postanowiła pod marką Metal Magic udostępnić figurki, którymi można by było zastąpić karty potworów, używać w coraz popularniejszych grach fabularnych lub zwyczajnie kolekcjonować. Oferta została przyjęte ciepło i ludki sprzedawały się, pomimo średniej jakości wykonania doskonale, bo były tanie. To na nich wielu graczy zbudowało trzon swoich pierwszych armii. Niestety nie mam już oryginalnego papierka, który był dołączany do opakowania. Pojawienie się figurek Metal Magic w "Księgarni u Izy" przyjęliśmy z ulgą i ogromną radością. Fotka z resztkami goblinów, które pozostały mi z dawnych lat. (Nie wiem dlaczego blogspot uparł się wyświetlać dziś obrazki bokiem)Pierwsza Bitwa
Rok 1994 przyniósł wiele zmian w moim życiu, przede wszystkim zacząłem pracować w "Księgarni u Izy" zostałem kapłanem w świątyni nerdozy! W lecie współorganizowaliśmy jeden z najdłuższych konwentów w kraju, impreza która trwała przez dwa tygodnie albo i dłużej, albo coś około tego. Od rada do wieczora można było grać w RPGi, szaleć na konkursach, łupać na kompach, gadać z zaproszonymi autorami ale co najciekawsze to tu odbył się pierwszy w Polsce publiczny pokaz Warhammera Fantasy Battle`a. Bitwa pomiędzy Arturem Marciniakiem dowodzącym Szkieletorami a Arturem Szyndlerem rozkazującym Elfom Wysokiego Rodu. To było jak grom z jasnego nieba, wreszcie zrozumiałem do czego są ludki. Obie armie pomalowane, jakiś szczątkowy teren, górki, las, chyba domek z podstawki 4ed. Nie pamiętam już tego dobrze. Zatłoczona do granic wytrzymałości sala, dziesiątki osób w skupieniu obserwujących zmagania potężnych armii. Artur Marciniak bardzo się starał by wkręcić jak najwięcej fabuły do gry, opisy czarów i poczynania jednostek. Oczami wyobraźni widziałem te wszystkie kule ognia, błyskawice, słyszałem maszerujące hordy nieumarłych i tętent szarżującej kawalerii, to była magia chwili. Nic w życiu tak mną nie wstrząsnęło. Po bitwie, której wyniku nie pamiętam wyszedłem chory, wiedziałem tylko że muszę w to grać! Pierwszą własną bitwę z użyciem wszystkich posiadanych figurek krasnali, miałem ich już coś ze 30 sztuk, rozegrałem z Paladynem tydzień później w klubie na Starym Mieście. Graliśmy bez ksiąg armii budując armie na podstawie załączonej do 4ed listy. Krasnoludy wspierane przez Elfów starły się z goblińsko-skaveńską armią, pech chciał że gracz szczurami wystawił Vermin Lorda. Wprawdzie (z braku ludków) pozwoliliśmy sobie na wystawienie oddziału składającego się z 12 championów ale to nie pomogło, Vermin czego nie zjadł to rozpędził, przegraliśmy jakoś okrutnie ale to nie miało żadnego znaczenia, bo graliśmy w Warhammera Fantasy Battle`a!
7 Comments:
Subscribe to:
Komentarze do posta (Atom)
Zazdroszczę metalmedżików :)
Z zabawnych historii pamiętam, że do jajek niespodzianek dodawane były żołnierzyki dosyć precyzyjnie wykonane, metalowe. Galowie? Nie pamiętam.
Łupaliśmy w Kryształy Czasu i zażeraliśmy się tymi jajkami na umór, byleby coś znaleźć fajnego.