sobota, 10 września 2016

W ramach wstępu link o co w tym chodzi...
Pytanie na dziś: "Ulubiona frakcja, którą dowodziłeś lub którą pomalowałeś?"

Proste pytanie prosta odpowiedź, Squaty!
Po paru latach grania w Warhammera Fantasy Battle`a przejście płynni przeszliśmy do Wh40k. Wielkich odstępstw nie było. Gracze Chaosem trzymali się swoich frakcji. Skaveni wzięli się za Nurgle`a, miłośnicy Elfów za Eldarów, ja oczywiście wszedłem w Squaty. Dla większości dzisiejszych graczy 2ed jest jakąś legendą, a Squaty czyli kosmiczne krasnoludy to mit. Stety czy niestety GW przechodząc do 3ed Wh40k wymazało te dumną rasę. Ostanie zasady do Squatów które się pojawiają to lista armii do Epica w którymś z krańcowych Citadel Journali, bo tej bandy cieciów z czwartego Gang Wara nie mogę uznać. Jakiś czas temu Inkub, w swojej serii "Z otchłani czasu" prezentował fragment fluffu Squatów z 1ed, oryginalnie jest on zawarty w 111 numerze White Dwarfa a potem był powtórzony w Compendium.
W każdym razie, Squaty do końca 2ed Warhammera 40.000 były legalną, grywalną armią, w dodatku Dark Millenium (traktującym o psionice w Wh40k), były zasady dla Ancestorów oraz zajawki nowych modeli. Ostatnia wzmianka, w uniwersum Wh40k, pojawia się Codexie do Gwardii Imperialnej, gdzie występują jako alianci. Potem przez lata nic, gdzieś tam przemykają w powieściach. W 6ed występują na liście ras zaprzyjaźnionych obok homo sapiens variatus (zwierzoludzi którzy kiedyś byli wcielani do Gwardii), minimus (Ratlingów lub jak kto woli Halflingów formujących gwardyjskich snajperów), gigantus (Ogrynów, swego czasu bardzo popularni w Imperium i Orkach jako najemna ciężka piechota), rotundus czyli Squaty.
Ludków mam dużo, dwadzieścia parę lat zbierania zrobiło swoje. Nie tknąłem pędzlem Squatów od czasów pierwszej Apokalipsy. Mam do nich sześć czy siedem starych Rhinosów, starego LandRaidera (i dwa w zapasie), gyrocopter (którego fotka umila dzisiejszy wpis) i masę innych rzeczy. Do pełni szczęścia brakuje mi parunastu ludków, których ceny oscylują w granicach 30-40gbp za sztukę. Ciśnienie na Squaty jakoś mi opadło, ale może kiedyś ich dozbieram...
Po etykietach na blogu możecie przejrzeć co o Squatach pisałem. Jakoś dużo tego nie ma: Squat, Squaty Umówmy się, że do końca roku, pomaluję jednego Squata miesięcznie. I obiecana fotka gyrocoptera...

piątek, 9 września 2016

W ramach wstępu link o co w tym chodzi... Pytanie na dziś: "Największy model jaki pomalowałeś lub którym dowodziłeś?"

Wydaje mi się że PToN, czyli Plague Tower of Nurgle czy jakoś tak. Maszyna rodem z Epica ale przeniesiona za sprawą, którego z dodatków do Apocalipsy na stoły Warhammera 40000. Potrzebowałem silnego wsparcia na drugą czy trzecią Apocalipsę. Wystawiałem się demonami, poza dużym Tzeentchem otoczonym kilkudziesięcioma flamerami, wystawiłem też herolda Nurgle`a, Wielkiego nieczystego z masą nurglingów, i trochę Space Marines podróżujących w Nurglowej Wieży Plag. Tu link do posta o bitwie w której PToN wystąpił i nic nie zrobił.
Więcej o tym jak powstawał pisałem na blogu w czterech postach, 1,2,3,4 Model, jak 98% rzeczy które robię nie jest skończony, na razie zbiera kurz. Coś we mnie dojrzewa by skończyć dłubać Nurglową Armię do Wh40k, stylizowaną na 2ed ale choćby trochę grywalną w późniejszych edycjach. Na razie to plany.

czwartek, 8 września 2016

W ramach wstępu link o co w tym chodzi... Pytanie na dziś: "Ulubiona edycja/wersja/modyfikacja oficjalna lub fanowska gry bitewnej?"

Dziś będzie krótko i na temat. Moje ulubione edycje to czwarta Warhammera Fantasy Battle`a (od tego wszystko się zaczęło), 2ed Warhammera 40 000, (bo Squaty) choć w 6tą grałem chyba najwięcej i przy niej wkręciłem się w Orków. Bolt Action na tę chwilę ma jedną edycję, ale za niecałe dwa tygodnie objawi się druga. Myślę, że będzie to tak samo fajna gra. No i jeszcze Space Hulk druga edycja, choć trzeci ładniejszy. Pierwsza jedyny i prawdziwy Warhammer Quest. I na dziś tyle.

środa, 7 września 2016

W ramach wstępu link o co w tym chodzi... Pytanie na dziś: "Twój największy sukces w grze bitewnej lub największe osiągnięcie modelarskie?"

W zasadzie to dwa pytania. NO to jedziemy kolejno.
Nigdy nie byłem jakimś wybitnym graczem, uwielbiam pograć z kumplami ale kminienie rozpisek na ultra-kombosach mnie nie tyle nudzi co odrzuca jako niesportowe. Pamiętacie Carnifexa z 2ed wh40k, S7 T8 W10 bioplazmą, z Null Zonem (4+ save nawet na Virtex granaty) i regeneracją na 4+. Zawsze można było doginać pod sufit ale po co? Gra to nie tylko ciśnienie by ze współgracza zrobić miazgę do trzeciej tury. Zresztą wole gracza nazywać partnerem w grze niż przeciwnikiem. Może dziwny jestem ale nie zawsze muszę wygrać. Oczywiście jakieś tam spektakularne zwycięstwa odnosiłem. W 5ed WFB wystawiłem na bitwę setkę krasnali z czego tylko dwóch nie strzelało, kumpel grający Chaosem nie zadał mi nawet jednej rany, nie ruszyłem żadnego oddziału z miejsca. To była naprawdę jedna z dziwniejszych gier. Miałem 100% skuteczność przy 100% pechu przeciwnika. Słabe to było jakieś.
Kumpel odwdzięczył mi się parę dni później gdy graliśmy w WH40k (2ed). Uparłem się wesprzeć Squaty grubą bandą ogrynów, masa punktów w nich poszła, ziom grał Inkwizycją ze wsparciem Grey Knightów, dobrał na te grę ile wlazło terminatorów, do tego uzbroił ich w Cyclony. Po pierwszej salwie z moich ogrów zostały jakieś trociny, dymiące buty i dziura w ziemi. Inkwizytor poprawił z Exterminatusa i było po bitwie.
Wolę pamiętać jakieś konkretne scenki niż całe bitwy. "Miło" wspominam gdy oddział Ratlingów wysforował się na obszar przeciwnika i zajął bunkier. Dzielnie kurduple ostrzeliwały ze swoich snajperek combat squady Ultramarines. W pewnym momencie kumpel wkurzony brakiem postępów popchnął do ataku terminatorów. Jeden z nich tachał thunderhammer. Przeleźli przez ścianę bunkra jakby była z kartonu i wywalili ze stormbolterów i granatów do skitranych w ruinach halflingów i nic ZERO strat. W odpowiedzi snajperzy strzelili do zakonników praktycznie z przyłożenia, pięciu terminatorów padło. Po bitwie kumpel mi ich oddał i... przestał grać w Wh40k, a ja poza ludkami mam wyrzuty sumienia.

W sumie najfajniejszą bitwą była ta którą rozegraliśmy z gośćmi z Games Workshop. To pierwsza pokazowa bitwa na 5ed WFB rozegrana w Polsce. Trochę był stres bo nie wiedzieliśmy nic o Lizardmenach, trzeba było improwizować by mieć co wystawić. Po wizycie w HQ GW miałem trochę starych Slaanów, piątkę dało się posadzić na przechwycone od Dark Elfów Cold One`y, zrobiłem też jakichś scoutów z dmuchawkami, nie pamiętam czy w końcu weszli na stół. Na parę dni przed bitwą przyszła paczka z pudłem zawierającym 5ed. Na szybko malowaliśmy skinki i saurusów, ostatecznie coś tam udało się wystawić. Gość z UK przywiózł nieźle pomalowaną Bretonię. Bitwy chyba nawet nie dograliśmy. Pamiątką po niej jest krótka notka i fotka w 207 White Dwafie.

Jesteśmy na górnej fotce. Daje się rozpoznać, Krzysia, Jarka, Damiana, Jerzego M, Gibbona, Kangura, ta wesoła biała plama na pierwszym planie to ja ;)



Druga cześć pytania. W 2007 roku Games Workshop zorganizowało polskiego Golden Demona. Zwyczajowo podczas jego trwania, by dać jury czas na ocenę prac, organizowane są różne dziwne konkursy, jednym z nich jest Scrap Demon. Polega to na skonwertowaniu z dostępnych bitsów w dość krótkim czasie scenki na zadany temat. Udało mi się przysiąść na moment i zmajstrować coś na szybko, no i wygrałem.

wtorek, 6 września 2016

W ramach wstępu link o co w tym chodzi... Pytanie na dziś: "Ulubiony zestaw kości lub ulubiona kostka?"

Dziś coś odmiennego czyli parę słów o kostkach. Kostki potrzebne są do gier, do różnych gier różne kostki itp Zbieram kostki mam ich trochę, nie wiem ile przestałem liczyć, mam też kostkę której nienawidzę a było to tak:
Zaczynając w 1988/89 RPG o prawdziwych firmowych-sklepowych kostkach mogliśmy sobie pomarzyć. Wiedzieliśmy za sprawą Ciesielskiego jakie są jak wyglądają i tyle. Najbliższy sklep był w Hamburgu, takie krążyły plotki, choć przypuszczam że w Zachodnim Berlinie sklepy z RPG też by się dało znaleźć, jasne, równie dobrze mógłby być na Marsie. Jako że "prawdziwe" RPG wymagało kostek innych niż zwykłe k6 zajumane młodszej siostrze z Grzybobrania czy innego Chińczyka, nie było rady musieliśmy je zrobić sami. Pierwsze powstały z modeliny, K10 i K4 były bardzo proste do zrobienia, K20 wymagała popracowania ale o dziwo mieliśmy ich sporo. Szablony brył wzięliśmy z podręcznika do geometrii, z czasem udało się też zrobić k8, (ja jej jeszcze nie miałem o niej jest osobna historia) lecz z nieznanego powodu k12 było jakieś nieosiągalne. Problem rozwiązaliśmy w najprostszy sposób, tworząc zasady ominęliśmy te trefną kostkę i tyle. Po latach grania pojawił się w naszej okolicy typ, który prowadził SF i miał pełen zestaw oryginalnych kostek. Był "dziany" i jeździł za zachodnią granicę parę razy do roku, w każdym razie dość regularnie, obiecał że przy okazji kupi nam kostki. Będąc w Hamburgu kupił kilkanaście sztuk, wspominałem już że był dziany? i po powrocie trochę tych skarbeńków nam odsprzedał. Ja chciałem tylko k12, widziałem że była ale ktoś mi ją podkupił, bywa... Miałem już wtedy Amigę, co w tamtym czasie było czymś znacznym, kumple wpadali pograć w coś fajnego, Warlord w parę osób grany przez cały dzień itp. Nowością był Centurion, widziałem go u kumpla na blaszaku i strasznie chciałem w to zagrać. Skombinowałem grę od znajomego, co nie było wcale takie proste, bo on nie cierpiał strategii i musiał specjalnie dla mnie zamrozić dwie dyskietki przez parę dni, no ale się udało. Starzy pojechali na działkę, siedzę szczęśliwy sam w domu i właśnie wgrywam giercę gdy nagle odzywa się dzwonek domofonu. Nie specjalnie miałem ochotę otwierać, ale to mógł być któryś z ziomów z dyskietkami. (Dygresja: należy tu zaznaczyć fakt, samo posiadanie dyskietek z grami, czy parę lat wcześniej kaset nie znaczyło, że się ma kompa. Gry były walutą i można było za ich udostępnienie do skopiowania uzyskać wiele rożnych przysług). Faktycznie był to jeden z bliższych kumpli i miał coś lepszego niż gry. Zaoferował mi k12 (te przywiezioną z Hamburga, którą podkupił mi sprzed nosa, nawet się do tego przyznał), za to że pogra w Centuriona! No dobra, graj draniu. Usiadł do gry o godzinie 18 a wstał od biurka jak świtało. Myślałem, że jak mu nie dam herbaty i ciastek to sobie pójdzie w diabły, przed 22 ale nic z tego, twardo siedział przechodząc Centuriona już drugi albo trzeci raz, straciłem rachubę bo przysnąłem. Kostkę zostawił i poszedł, a ja wstałem i skasowałem Centuriona. Kostkę oczywiście mam do dziś i jej nienawidzę...

poniedziałek, 5 września 2016

Jeste celebrytem, (takim maciupkim), bo udzielam wywiadów (w banżowej blogosferze) itd normalnie Wow i shok i ach i och!

W ramach wstępu link o co w tym chodzi... Pytanie na dziś: "Twoja ulubiona kraina lub lokacja osadzona w uniwersum?"

Uniwersa mamy już zdefiniowane, teraz dokonamy lustracji lokacji

J.Verne Julek pisząc swoje powieści miał dwie fazy, fantastyczną i realistyczną. W pierwszej możemy przeczytać o okrętach podwodnych, latających pancernikach, wielo funkcyjnych samochodach, gigantycznych działach, złotych meteorach i wulkanach, kosmicznych podróżach, gigantycznych diamentach, szalonych naukowcach dążących do władzy nad światem, niewidzialnych szaleńcach, ale jest ich dość mało może ze dwadzieścia sztuk. Druga linia to powieści sensu stricte podróżnicze pisane wg schematu przewodnika podróżniczego z końca XIXw i tych mamy około setki. W obu trafiają się ciekawe lokacje, ciężko wybrać ale niech będzie Przylądek Canaveral i odpalanie pocisku na Księżyc, to musiałoby bardzo spektakularne wydarzenie...

StarWars Kessel, chciałbym zobaczyć kopalnie na Kessel.

Tolkien Morię w rozkwicie

Warhammer Zhufbar i Karak a Karak

Warhammer 40 000 Homeworld Squatów

niedziela, 4 września 2016

W ramach wstępu link o co w tym chodzi... Pytanie na dziś: "Ulubiony film lub książka związana lub pasująca klimatem do uniwersum?"

Wczoraj było o ulubionym uniwersach a dziś poszukamy filmów i książek, które w jakiś sposób do nich pasują czy rozszerzają. W przypadku uniwersów wyrastających z książek, w zasadzie nie ma o czym mówić z filmami może być ciekawiej. Zestawienie nie wyczerpuje tematu a jedynie zaznacza problem.

J.Verne Ekranizowany jest od ponad stu lat, luźno inspirowane fenomenalną powieścią tu Wyprawa na Księżyc Z Ziemi na Księżyc. Te fajniejsze filmy to, moim zdaniem, toW 80 dni dookoła świata, wersja z Brosnanem, francuski miniserial Kurier carski z muzyką Cosmy, był bardzo spoko. Radzieckie kino ekranizowało J.V. od przed wojny czyniąc to z wielkim pietyzmem i dbałością o wierność oryginałowi. Powstały Dzieci Kapitana Granta, Piętnastoletni Kapitan, porwali się nawet na Tajemniczą Wyspę. Z amerykańskich produkcji wyraźnie inspirowana Vernem jest bardzo fajna Atlantyda Disneya. Stare i takie sobie bo pełne zbędnych zmian 20 000 mil podmorskiej żeglugi, Robur czy Wyprawa do wnętrza Ziemi. Jest co oglądać.

StarWars to film i liczy się pierwszy kinowy, no dobra jeszcze Imperium, a reszta to coś co niepotrzebnie narosło. Książki, komiksy, animacje, gry... no są i coś tam rozwijają (rozwijały bo teraz to już nie kanoniczne) ale jakoś mnie to aż bardzo nigdy nie kręciło.

Tolkien książki to książki, mamy ich sporo a pojawiać się będą kolejne bo co i raz odkrywane są zapiski Profesora. Ekranizacji Hobbita i Władcy Pierścieni też było kilka. Najbardziej znana są te Petera Jacksona. Wizualnie od, niezłe do zachwycające, choć chwilami mogłyby być ciut wierniejsze. Przemilczę końcówkę Hobbita. Mimo wszystko to Władca Bakshiego zrobił na mnie większe wrażenie, no dobra miałem wtedy z 10 lat...

Warhammer cudowny i fenomenalny świat, który nie doczekał się ekranizacji (i chyba się już nie doczeka), wspierać się można oglądając Van Helsinga, Solomona Kane`a (który jest tak warhammerowy jak to tylko możliwe bez przyklejania logo), może trochę Season of the Witch, miejscami "Nieustraszonymi Braćmi Grimm", w pewnej warstwie Faustem Sokurowa, a gdyby ktoś szukał inspiracji dla wyprawy na rubieże Imperium i trafił do Kisleva, wcześniej POWINIEN obejrzeć Forbidden Empire.

Warhammer 40 000 nie ma takiego szczęścia, ekranizacje są delikatnie mówiąc słabe, pierwsza próba czyli Inkwizytor dziś jest jedynie nieoglądalną ciekawostką, no dobra pancerze Space Marines są świetne, ale reszta to męka. Trochę firmowych reklamówek Hive Infestation i nieszczęsny Ultramarines. Osobnym gatunkiem są intra do gier, począwszy od Final Liberation aż do współczesnych, już w pełni animowane, tych nawet nie linkuję bo jest ich masa i są powszechnie znane. Fanowskie "dzieła" np Damnatus Całkiem nieźle rokuje, choć mam pewne zastrzeżenia, The Lord Inquisitor.
Chciałoby się filmu z prawdziwego zdarzenia, za grubą kasę i z godnym rozmachem, ale GW samo jej nie wyłoży a IP jest zbyt niszowe by hollywoody zaryzykowały 100 zielonych baniek na taką produkcję.

 

blogger templates | Make Money Online