wtorek, 6 września 2016
W ramach wstępu link o co w tym chodzi...
Pytanie na dziś: "Ulubiony zestaw kości lub ulubiona kostka?"
Dziś coś odmiennego czyli parę słów o kostkach. Kostki potrzebne są do gier, do różnych gier różne kostki itp Zbieram kostki mam ich trochę, nie wiem ile przestałem liczyć, mam też kostkę której nienawidzę a było to tak:
Zaczynając w 1988/89 RPG o prawdziwych firmowych-sklepowych kostkach mogliśmy sobie pomarzyć. Wiedzieliśmy za sprawą Ciesielskiego jakie są jak wyglądają i tyle. Najbliższy sklep był w Hamburgu, takie krążyły plotki, choć przypuszczam że w Zachodnim Berlinie sklepy z RPG też by się dało znaleźć, jasne, równie dobrze mógłby być na Marsie. Jako że "prawdziwe" RPG wymagało kostek innych niż zwykłe k6 zajumane młodszej siostrze z Grzybobrania czy innego Chińczyka, nie było rady musieliśmy je zrobić sami. Pierwsze powstały z modeliny, K10 i K4 były bardzo proste do zrobienia, K20 wymagała popracowania ale o dziwo mieliśmy ich sporo. Szablony brył wzięliśmy z podręcznika do geometrii, z czasem udało się też zrobić k8, (ja jej jeszcze nie miałem o niej jest osobna historia) lecz z nieznanego powodu k12 było jakieś nieosiągalne. Problem rozwiązaliśmy w najprostszy sposób, tworząc zasady ominęliśmy te trefną kostkę i tyle. Po latach grania pojawił się w naszej okolicy typ, który prowadził SF i miał pełen zestaw oryginalnych kostek. Był "dziany" i jeździł za zachodnią granicę parę razy do roku, w każdym razie dość regularnie, obiecał że przy okazji kupi nam kostki. Będąc w Hamburgu kupił kilkanaście sztuk, wspominałem już że był dziany? i po powrocie trochę tych skarbeńków nam odsprzedał. Ja chciałem tylko k12, widziałem że była ale ktoś mi ją podkupił, bywa... Miałem już wtedy Amigę, co w tamtym czasie było czymś znacznym, kumple wpadali pograć w coś fajnego, Warlord w parę osób grany przez cały dzień itp. Nowością był Centurion, widziałem go u kumpla na blaszaku i strasznie chciałem w to zagrać. Skombinowałem grę od znajomego, co nie było wcale takie proste, bo on nie cierpiał strategii i musiał specjalnie dla mnie zamrozić dwie dyskietki przez parę dni, no ale się udało. Starzy pojechali na działkę, siedzę szczęśliwy sam w domu i właśnie wgrywam giercę gdy nagle odzywa się dzwonek domofonu. Nie specjalnie miałem ochotę otwierać, ale to mógł być któryś z ziomów z dyskietkami. (Dygresja: należy tu zaznaczyć fakt, samo posiadanie dyskietek z grami, czy parę lat wcześniej kaset nie znaczyło, że się ma kompa. Gry były walutą i można było za ich udostępnienie do skopiowania uzyskać wiele rożnych przysług). Faktycznie był to jeden z bliższych kumpli i miał coś lepszego niż gry. Zaoferował mi k12 (te przywiezioną z Hamburga, którą podkupił mi sprzed nosa, nawet się do tego przyznał), za to że pogra w Centuriona! No dobra, graj draniu. Usiadł do gry o godzinie 18 a wstał od biurka jak świtało. Myślałem, że jak mu nie dam herbaty i ciastek to sobie pójdzie w diabły, przed 22 ale nic z tego, twardo siedział przechodząc Centuriona już drugi albo trzeci raz, straciłem rachubę bo przysnąłem. Kostkę zostawił i poszedł, a ja wstałem i skasowałem Centuriona. Kostkę oczywiście mam do dziś i jej nienawidzę...
Labels: kostki, RPG, wspominki, wyzwanie 30 dniowe
Pamiętam bieganie po mieście z kasetami do Atari i dokładnie jak napisałeś - kasety/dyskietki z grami to była waluta :) Ciesielski otworzył dla mnie drzwi do raju ze swoimi artykułami o grach RPG w miesięczniku Razem. Chętnie bym poczytał co tam teraz się z nim dzieje, gdzieś słyszałem, że pracował w Hasbro i szefował na Polskę/Europe Centralną. Ważna postać dla początków RPG czy nawet bitewniaków w Polsce, a gdzieś zniknął :)
http://quidamcorvus.blogspot.com/2016/09/miedzy-motem-kowadem-gonzo-z-black-grom.html
Wiele z tych kostek ma swoją historię. Może jakoś przy okazji opowiem. Stos był kiedyś większy, myślę że 1/3 rozdałem. Odbiorcami byli głównie nauczyciele moich młodych.