niedziela, 25 września 2016
W ramach wstępu link o co w tym chodzi...
Pytanie na dziś: "Najciekawszy przedmiot magiczny lub technologiczny z uniwersum?"
  Jednym z fajniejszych gadżetów pojawiających się na polach bitew Warhammera 40000 były granaty. Takie prawdziwe, którymi się rzucało we wroga a nie te współczesne namiastki, odpalające się automatycznie podczas walki wręcz. Granatów w podstawowym zestawie było coś ze czternaście rodzajów. Bardzo lubiłem ciepać halucynogenne w nieosłonięte japy orków, niegłupie też były walące impulsem elektromagnetycznym, robiły niezłe zamieszanie wśród pojazdów ale i terminatorom mogły pomieszać w układach elektrycznych. Podstawowe, których się używało na cele opancerzone kraki a na hordy żywe fragi. Nie raz i nie dwa skuteczniej odbierało się nimi ataki niż salwami z lasgunów. Jednym z bardziej morderczych był wirusowy, dobrze rzucony potrafił przetrzebić całe oddziały, wirus zarażał kolejne ludki w oddziale, jego rozwinięciem była Karta Taktyki Virus Outbreak która potrafiło wygrać bitwę przed grą (ostatecznie oficjalnie zbanowane). Mimo wszystko najfajniejszym z najfajniejszych był Vortex Grenade. Na niego nie było mocnych, każdy dotknięty model (a nawet element terenu) zostawał zassany do Warpa, niektóre pewnie po dziś dzień błąkają się po Nadwymiarowych ścieżkach, no chyba, że zjadły je demoniszcza.
Do następnego...
Labels: wh40k 2ed, wyzwanie 30 dniowe
4 Comments:
-
- koyoth said...
25 września 2016 20:12Granat, który robi "ssssslup!". Paskudny wynalazek, oj, paskudny :)- Gonzo said...
25 września 2016 20:44A do tego nie znikał tylko błąkał się po stole, wciągając to i owo aż mu przeszło. Plazmowe podobnie, mogły się kurczyć, powiększać, przesuwać...- The Fantasy Hammer said...
27 września 2016 11:50Ha, zagrałbym z takimi granatami =) Może Warheim FS w wersji WH40k dawałby szansę na tak dużą różnorodność =)- Gonzo said...
27 września 2016 14:15Czasem np na hordy drobnych tyranidów nie było innej rady jak zarzucanie ich fragami.